środa, 9 kwietnia 2008

Nosound - "Lightdark"



Dwa tygodnie temu zwabiony gościnną obecnością na płycie Tima Bownessa z grupy No-Man, sięgnąłem po album „Lightdark” włoskiej formacji Nosound. No i zostałem oczarowany. Ale od początku. Nosound to włoska grupa, która powstała w 2002 roku z inicjatywy Giancarlo Erry. Zespół łączy w swojej muzyce w bardzo zmyślny sposób klasyczny rock progresywny z lat siedemdziesiątych oraz ambient i elementy post-rocka. Efektem jest płyta, która brzmi tak jakby brzmiało Bass Communion po dodaniu gitar i wokalu. Ale nie można mówić tu o żadnym plagiacie, ponieważ płyta jest bardzo oryginalna, a do inspiracji twórczością Stevena Wilsona autor otwarcie się przyznaje. Pierwsze skojarzenie, jakie nasunęło mi się po przesłuchaniu płyty to, że obcuję z muzycznym odpowiednikiem czystego piękna. Bo właśnie taki jest album Lightdark. Spokojne kompozycje oparte na wszechogarniającym brzmieniu syntezatorów urozmaicane, co jakiś czas rewelacyjnymi solówkami gitarowymi Giancarlo Erry, tworzą niesamowitą atmosferę i wywołują uczucia, jakich dawno nie wywołała u mnie żadna inna płyta. Płyta zaczyna się od pięknego ambientowego wstępu (About Butterflies And Children), aby zaraz potem przejść w tylko trochę dłuższy Places Remained, który mógłby stać się najpiękniejszym singlem w historii radia, później pojawia się kameralny Misplay oparty na dźwiękach syntezatorów i wiolonczeli oraz sennym wokalu Erry. W utworze From Silence To Noise najbardziej najbardziej słychać wpływy Porcupine Tree, szczególnie z wczesnego okresu działalności zespołu. Dawno żadna formacja nie zawarła w żadnej suicie tak niesamowitego ładunku emocji i takiej mieszanki gatunkowej, zaczyna się bardzo ambientowo, później robi się psychodelicznie, rockowo, a końca nie powstydziłaby się post-rockowa formacja Godspeed You! Black Emperor. Na uwagę zasługuje również numer 5 na płycie, w którym gościnnie pojawia się Tim Bowness. Jego poetycki styl śpiewania idealnie wpisuje się w stylistykę zespołu. Lightdark to jedna z bardzo niewielu płyt, które pozbawione są minusów. Mamy do czynienia z dziełem kompletnym i totalnym, oprócz świetnej muzyki możemy usłyszeć genialną produkcję. Wszystko brzmi tak jak powinno, nie ma tu niczego zbędnego. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zespół nie każe długo nam czekać na swoje kolejne dzieło.


A tutaj próbka twórczości zespołu:

NosoundEchoes live (Pink Floyd)

Brak komentarzy: