Selector za nami. Jak było? Dobrze i niedobrze. To na co się nastawiałem wypadło w przeważającej większości dobrze. Było kilka rozczarowań ale przy większej ilości koncertów zawsze zdarzy się jakaś wpadka. Organizacyjnie wydawało się, że jest nieźle, jednak im bliżej końca tym więcej pojawiało się bubli. Ale po kolei.
Co na plus?
Muzycznie:
Franz Ferdinand - na ten koncert liczyłem najbardziej i dostałem dokładnie to czego oczekiwałem. Do ideału zabrakło tylko Can't Stop Feeling w setliście. Ale zamiast tego była świetna rozimprowizowana wersja 40' i rewelacyjne Lucid Dreams.
Co na plus?
Muzycznie:
Franz Ferdinand - na ten koncert liczyłem najbardziej i dostałem dokładnie to czego oczekiwałem. Do ideału zabrakło tylko Can't Stop Feeling w setliście. Ale zamiast tego była świetna rozimprowizowana wersja 40' i rewelacyjne Lucid Dreams.
Oba poniżej:
Lucid Dreams + This Fire
40'
Dizzee Rascal nie był może rewelacyjny ale Fix Up, Look Sharp, Sirens i oczywiście Bonkers wypadły świetnie. Do tego jako bonus kawałek oparty na muzyce z Paper Planes...
Paper Planes + Sirens
Oprócz tego dwie polskie bomby czyli Kamp! i Skinny Patrini. Dla mnie największe koncertowe odkrycia.
Jeśli chodzi o rozczarowania to największy żal mam do Miloopy. Z całkiem energetycznej studyjnej twórczości na żywo wyszła smętna funkowa papka. Nawet kawałki takie jak Boomer, Trapped czy Flashback nie dały rady. Do tego średnio ciekawe gadki Natalii Lubrano i bardzo kiepski wokal Wojtka Orszewskiego. Przynajmniej wizualizacje były na poziomie.
Drugie rozczarowanie to Royksopp. Norwegowie dali bardzo nierówny koncert. Były fragmenty świetne i bardzo kiepskie. O dziwo najlepiej zabrzmiały utwory z bardzo słabego Junior. Za to np. What Else is There? wypadło średnio. Ale najgorszy z tego wszystkiego był Torbjørn Brundtland, który cały koncert darł się do mikrofonu, że kocha Polskę, albo po prostu darł się niewerbalnie. Liczyłem na znacznie więcej. No i zabrakło So Easy.
Co do reszty to nie spodziewałem się rewelacji i żadnych rewelacji nie dostałem. CSS było ciekawe przez jakieś pół godziny ale później muzycznie nic się wartego uwagi nie działo. Przynajmniej image i kontakt z publicznością fajny. Digitalism zaczął nieźle prawie rozsadzając głośniki ale potem zrobiło się monotematycznie. Wolałbym live a nie dj set. Fischerspooner to jakaś kompletna porażka. I nie chodzi mi o część wizualną, bo ta była nawet ciekawa, tylko o muzyczną, która była denna.
Nie zobaczyłem niestety Orbitala, a szkoda bo z tego co widziałem youtube wypadli całkiem nieźle.
tutaj próbka:
A tu mylący, bo całkiem niezły początek Royksopp + próbka krzyków Brundtlanda
Co do organizacji to na plus należy policzyć ilość Toitoi, świetne nagłośnienie i wizualny aspekt festiwalu (patrz fragment Orbitala). Co ciekawe, wiele osób uważało, że lepiej "zwizualizowana" była mała scena.
Wielką organizacyjną klapą jest wielkość ogródka piwnego, który powinien byc conajmniej 4 razy większy. Decyzja organizatorów dziwi tym bardziej, że miejsca na rozlokowanie dodatkowych stolików było w cholerę. Nowy sposób płatności czyli Alter kArt nie do końca sie sprawdził. Pomysł według mnie dobry ale trochę niedopracowany, bo karty raz działały a raz nie. Dodatkowo drugiego dnia w części piwno-gastronomicznej na kilkadziesiąt minut wysiadł prąd.
Mimo tego jak na pierwszą edycję było nieźle. Ludzie dopisali, line-up z tego co się słyszało zadowolił (choć mnie nie do końca). A pomijając mikrospopijną strefę piwną i karty płatnicze, organizacyjnie też najgorzej nie było, koncerty zaczynały się punktualnie i technicznie były w porządku.
Dokładna relacja już się napisała i czeka na publikację, która nastąpi najpewniej jutro.
Dokładna relacja już się napisała i czeka na publikację, która nastąpi najpewniej jutro.
Tutaj trochę zdjęć (nie moich)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz