czwartek, 15 stycznia 2009

Fennesz "Black Sea"






Od dłuższego czasu, żeby jakąś płytę mieć wystarczy kilka razy kliknąć. Czasy kiedy na płytę po dacie premiery trzeba było czekać(na otwarcie sklepu, dostawę do domu etc) minęły, a mp3 z oryginałami wygrywa między innymi szybkością dotarcia do naszych uszu. Dla słuchaczy to niby lepiej bo szybciej mogą się zapoznać z muzyką. Ale kiedyś cieszyłem się bardziej z nowych płyt. Czasami trzeba się było nieźle namęczyć aby dorwać wymarzony album. Kiedy w końcu się to udało, np po miesiącu starań, radość była wielka. Nawet jeśli płyta muzycznie nie spełniła w 100 procentach moich oczekiwań to trud włożony w jej zdobycie jakoś to rekompensował. Chyba, że był to wyjątkowy gniot. Obecnie, żeby jakaś płyta zrobiła na mnie wrażenie, musi być naprawdę dziełem wybitnym. Duża część wydawnictw wybija się lekko z morza zalewającej nas miernoty i tym samym zyskuje sobie status płyt dobrych. Niestety tylko dobrych. Przez to, że przeważająca większość jest krótko mówiąc średnia, czasami tracę chęć grzebania głębiej aby znaleźć coś wybitnego. Alternatywą pozostają winyle, na które internet ma wpływ póki co pozytywny.
Przechodząc do meritum sprawy po tym przydługim wstępie - Fennesz i płyta "Black Sea". Płyta górująca nad wszystkim co usłyszałem przez ostatnie kilka miesięcy. Trzeba podejść ostrożnie bo na początku może zrazić, jednak każde kolejne przesłuchanie uzależnia coraz bardziej. Proponuję zacząć od "Saffron Revolution".

Fennesz "Vacuum" z tego właśnie albumu



Fennesz na żywo na festiwalu Transvizualia



http://www.myspace.com/fennesz

Brak komentarzy: