środa, 29 sierpnia 2012

Wykopaliska 22: TNGHT

Jakoś tak się w tym roku zdarza, że najlepsze koncerty festiwali\owe odbywają się na sam koniec danej imprezy. Co gorsza wtedy, kiedy duża cześć publiczności już się ewakuowała, ew. zaliczyła zgona. I tak po apokaliptycznym Swans, którzy zagrali o północy na OFFie, na Tauronie dostaliśmy absolutnie kozacki występ duetu TNGHT. O trzeciej nad ranem.



Efekt był tym większy, że dostępny przed koncertem materiał projektu (czyli 15-minutowa EP-ka) nie zapowiadał jakiś cudów. Owszem, był ciekawy, ale wielkiego zachwytu u mnie nie wzbudził. Gdyby nie rewelacyjny Gaslamp Killer, pewno nie dotrwałbym do 3 nad ranem kiedy na scenę weszli panowie Hudson Mohawke i Lunice.
Lunice już w ubiegłym roku pokazał, że lubi się dobrze bawić, szalejąc na pokładzie autobusu Red Bulla podczas szóstej edycji festiwalu. Tym razem wzniósł się jednak kilka poziomów wyżej i razem z Hudsonem przejechał dźwiękowym czołgiem zgromadzoną w namiocie publiczność. I to kilka razy, tam i z powrotem.
Ich koncert stanowił ucieleśnienie wszystkich elementów za które kocham Nową Muzykę. Był zaskakujący, świeży, rewelacyjny wizualnie, a do tego bardzo głośny. Niby intrumentalny hip-hop, ale podany w taki sposób, że próżno szukać jakiegoś porównania wśród działających już na scenie producentów. Zdarzały się też fragmenty z wokalami (i to nie byle jakimi - słychać było m.in. A$APa Rocky'ego i Danny'ego Browna), jednak moc tkwiła przede wszystkim w podkładach.


Większość numerów skonstruowana zostala w analogiczny sposób: wstęp-drop-wstęp-drop etc. Obyło się jednak bez nudy, bo paleta dźwięków serwowana przez panów z ich macbooków robiła niesamowite wrażenie. Począwszy od dancehallowych bitów, poprzez potężne dęciaki i sample wystrzałów na niesamowitym brzmieniu syntezatorów skończywszy. Efektu dopełniała świetna oprawa świetlna złożona, na którą złożyły się stroboskopy, reflektory punktowe, szperacze i podświetlany stół.
Poza rewelacyjnym i nowatorskim materiałem TNGHT zaslużyli na piątkę z plusem w dziedzinie stopniowania napięcia. Każdy kolejny numer wywoływał większy entuzjazm, a kulminacja nastąpiła dopiero po jakiś 35 minutach. Później, aż do samego końca ludzie nie przestali się bawić i mimo późnej pory, nie przestawało ich ubywać.


Myślę, że jeśli TNGHT dobrze wykorzystają fakt, że są jednym z najbardziej ostatnio hype'owanych elektronicznych projektów to w przyszłym roku mogą spokojnie uderzać na bardziej mainstreamowe festiwale. Nie powinni mieć najmniejszych problemów z wypełnieniem z namiotu na Open'erze.

FB
TNGHT na warp.net

Brak komentarzy: